Insects are rarely the first thing that comes to mind when we're thinking about Polish cookery. This is despite the fact that bees have played a crucial role in traditional Polish (an not only) cuisine for centuries. In the oldest known description of Poland at the dawn of its history, written by the Sephardi traveler Ibrahim ibn Yaqub, we can already read that Poland was a land full of grain, meat and honey.[1] This opinion was echoed a century and a half later by an anonymous Gaul who praised the country of the Slavs as abounding in "mellifluous forests", "milky cows", "fishy waters" and "fleecy sheep".[2] Was this a reference to the Biblical "land flowing with milk and honey" or mockery made of the northern savages who, rather then feed on bread, wine and olive oil (like the civilized Mediterranean farmers do), make their living by hunting, gathering and herding? Hard to tell; perhaps it was a little of both. Anyway, my point is that it's difficult to imagine Polish cuisine without honey cakes and honey-flavoured gingerbread, honey-sweetened tea, mead and honey liqueurs, such as krupnik or kramambula.
But the bees' culinary role doesn't stop at their sweet secretion. Poland is one of the world's largest producers of temperate-zone fruits largely thanks to these hard-working little fluffy workers in black-and-yellow stripes that pollinate all those Polish apple, pear, cherry, plum, peach and apricot trees, not to mention berries, buckwheat, cucumbers and canola.[3]
While looking for some information about the importance of these insects for the history of Poland, I once came across the following little story in an "encyclopedia" of sweets:
There is an old legend about a vacancy for a Polish crown prince (apparently, the lines of inheritance for heirs were empty), and someone named Michael Wiscionsky was the chosen candidate to fill the vacancy. Why? Because a swarm of bees settled on him during the selection process (history also suggests he was not an outstanding leader nor was he remembered for much of anything but the bee story). The bees have such significance in Poland that a bee made of diamonds remains in the crown of the kings, its presence officially extolling the virtues of the bees. |
— Timothy G. Roufs, Kathleen Smyth Roufs: Sweet Treats around the World: An Encyclopedia of Food and Culture, ABC-CLIO, 2014, p. 272–273
|
You can see at the first glance that it's one big pile of ribbish. It wasn't the heir to the throne that was (usually) elected in Poland, but a new king after the previous had died or resigned. The process was called an "election", not "selection". And whatever one might say about the actual power of Polish kings, it was still too important an office to leave the job or picking the right candidate to insects. Besides, no one in Poland has ever heard of King "Wiscionsky" or a diamond bee in any of the crowns known to have been kept in the royal treasury. Yet, someone thought the sotyr was credible enough to put in a book with the word "encyclopedia" in its title, so maybe there is a pollen grain of truth to it?
A King of Bees
So what's the deal with the king elected by bees? Did any of the Polish monarchs have anything to do with these little critters? Well, Encyclopædia Britannica for example, in its 1911 edition, says that King Vladislav IV, the ruler under whose reign Poland reached the zenith of its power (which means, if you think about it, that the realm's decline started under his watch), was known the "king of bees". How did he earn this moniker?
Wladislaus IV, who succeeded his father in 1632, was the most popular monarch who ever sat on the Polish throne. The szlachta, who had had a “King Log” in Sigismund, were determined that Wladislaus should be “a King Bee who will give us nothing but honey” – in other words they hoped to wheedle him out of even more than they had wrested from his predecessor. Wladislaus submitted to everything. He promised never to declare war or levy troops without the consent of the sejm, undertook to fill all vacancies within a certain time, and released the szlachta from the payment of income-tax, their one remaining fiscal obligation. |
— William Richard Morfill: Poland, in: Encyclopædia Britannica, vol. 21, University of Cambridge, 1911, p. 913
|
In fact, the nobles, or szlachta, loved Vladislav so much that his election was probably the calmest and shortest in the history of Polish monarchy – nobody else bother to run against everyone's favourite candidate. But the nobles loved those kings who gave them much and required little in return. The more inactive a king, the better. It turns out that the man who first compared the nobles' darling to a lazy drone was Paweł Piasecki, Bishop of Kamieniec, who criticized his majesty in these words:
The king of Poland is in all his public functions like a king of bees, who only brings his subjects honey. […] He has no sting whatsoever, as the lives, personal freedoms and property of the nobility are are completely outside the scope of his power. | ||
— Paweł Piasecki, cyt. w: Karol Szajnocha: Dzieła, vol. IX (Dwa lata dziejów naszych: 1646–1648, dalszy ciąg), Warszawa: Józef Ungier, 1877, p. 36–37, own translation
Original text:
|
It's true that drones, or male bees, have no stings; but they don't produce honey either, so I'm not sure about the accuracy of this simile. But are we sure that Vladislav IV is the same as the king in the election-by-bees story? Not really; neither the first name nor the surname check out. And even though Poland has never had a king by the name "Wiscionsky", it did have one whose name was Michael.
Rój urojony?
Przytoczoną wyżej anegdotę o roju pszczół, który wskazał właściwego kandydata do polskiego tronu, znalazłem też w innej anglojęzycznej książce, poświęconej pszczołom w wierzeniach religijnych i folklorze.[4] Jest ona o tyle lepsza od tej cytowanej wcześniej, że przynajmniej podaje źródło, z której zaczerpnięto ową legendę. A jest nim niemieckojęzyczna Historia pszczelarstwa z końca XIX w., w którym pojawia się takie oto zdanie:
Michał Wiscionsky [sic] otrzymał od narodu koronę polską, ponieważ podczas elekcji królewskiej usiadł na nim rój pszczół. | ||
— Johann Georg Bessler: Geschichte der Bienenzucht: Ein Beitrag zur Kulturgeschichte, Ludwigsburg: nakładem autora, 1885, p. 63, tłum. własne
Original text:
|
Również i tu pojawia się ów tajemniczy Wiscionsky! Ale w innym miejscu tej samej niemieckiej książki można już znaleźć bardziej szczegółową wersję legendy. Tutaj nazwisko rzekomo wybranego przez pszczoły króla nie jest już zniekształcone nie do poznania.
Kiedy książę Michał Korybut Wiśniowiecki […] zmierzał na pole elekcyjne w Woli pod Warszawą, towarzyszył mu, poza licznym orszakiem, potężny rój pszczół aż do miejsca, gdzie prymas Polski ogłosił go królem. Uznano to za szczęśliwą przepowiednię, która zresztą później miała się sprawdzić. | ||
— Ibid., s. 218, tłum. własne
Original text:
|
A więc – jak pewnie się już domyśliliście – „Michał Wiscionsky” to tak naprawdę Michał Korybut Wiśniowiecki. Jego wybór na króla 350 lat temu faktycznie był sporym zaskoczeniem, a najbardziej chyba dla niego samego. Jego ojciec, wojewoda ruski, książę Jeremi Wiśniowiecki, posiadał wprawdzie wielkie majątki na Ukrainie i wsławił się bezwzględną skutecznością w tłumieniu powstania Chmielnickiego, ale Michał nie miał ani talentów przywódczych ojca, ani jego majątku, utraconego wraz z utratą przez Polskę Zadnieprza. A do tego nie był nawet uważany za kandydata, dopóki nie został wybrany.
Cofnijmy się o dwadzieścia lat, kiedy to po śmierci Władysława IV, zarówno tron, jak i żonę, przejął po nim jego przyrodni, a zarazem cioteczny, brat, Jan Kazimierz Waza. Biorąc pod uwagę, że każde nowe zajęcie szybko mu się nudziło (wcześniej był dowódcą kirasjerów, wicekrólem Portugalii, jezuitą w Loreto i kardynałem – wszystkim na krótko), to na polskim tronie i pod pantoflem dawnej bratowej i tak wytrzymał dość długo. Aż wreszcie, po śmierci Marii Ludwiki, zrażony oporem szlachty wobec jego polityki, rzucił to wszystko i wyjechał do Francji, żeby tam zaszyć się w klasztorze benedyktynów.
Polska scena polityczna dzieliła się wówczas na dwa główne stronnictwa, różniące się przede wszystkim pomysłem na politykę zagraniczną i stosunkiem do dwóch głównych mocarstw europejskich: Austrii i Francji. Stronnictwo profrancuskie początkowo popierało dwóch kandydatów na tron opróżniony przez abdykację Jana Kazimierza – księcia Ludwika Burbona, zwanego Wielkim Kondeuszem, oraz księcia Filipa Wilhelma Wittelsbacha, palatyna neuburskiego. Z kolei stronnictwo prohabsburskie wysunęło kandydaturę Karola Leopolda, księcia Lotaryngii i Baru. Kondeusz, który zasłynął jako wybitny dowódca wojskowy, bodaj najlepiej nadawał się na króla – i pewnie dlatego odpadł z wyścigu jako pierwszy. Selekcja, jak zawsze w polskiej polityce, była negatywna. Trwała jednak zaciekła walka między dwoma pozostałymi kandydatami, w której żadna ze stron nie szczędziła środków na przekupywanie senatorów (obietnice dla szlachty były za darmo).
Ostatecznie, gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta; zwykła szlachta, zmęczona przedłużającą się elekcją i przepychankami między magnatami z obu stronnictw, podjęła wreszcie rewolucyjną ideę, propagowaną przez podkanclerzego koronnego Andrzeja Olszowskiego, żeby na króla wybrać „Piasta”. Nie chodziło tu jednak o piastowskie korzenie w drzewie genealogicznym (pod tym względem Karol Leopold miałby większe szanse – jego pra8-babką, i to w dwóch różnych liniach, była Cymbarka, księżniczka mazowiecka z dynastii Piastów), tylko po prostu o rdzennego Polaka zamiast jakiegoś cudzoziemskiego księcia. Pozostawało tylko pytanie, kto konkretnie miałby zostać tym „piastowskim” królem?
I wtedy właśnie, jak mówi legenda, rój pszczół nadleciał nagle na pole elekcyjne i usiadł na niespodziewającym się niczego księciu Michale, a szlachta uznała, że skoro pszczoły go już wybrały, to reszta jest tylko formalnością. Senatorowie nie mieli innego wyjścia, jak zgodzić się z wyborem owadów i szlachty, i tak zupełnie zaskoczony Michał został królem.
Zaskoczenie nagłym wyborem tak nieprawdopodobnego kandydata musiało być zresztą dość powszechne, skoro tłumaczono je sobie boską interwencją za pośrednictwem owadów i ptaków (inne podania mówią bowiem, że na szopie senatorskiej usiadła gołębica, a nad kołem rycerskim latał orzeł). Co ciekawe, udało mi się znaleźć dwie relacje uczestników elekcji, które potwierdzają obecność pszczelego roju na polu elekcyjnym – z tym że w szczegółach nie zgadzają się ani między sobą, ani z późniejszą legendą. Zacznijmy od wersji Wespazjana Kochowskiego:
Było jeszcze inne zdarzenie, które wzięto za przepowiednię szczęśliwej przyszłości: oto podczas wotowania rój pszczół wiosennych, nadciągnąwszy od wschodu, usiadł był w zakresie województwa łęczyckiego, tak zaś był łagodny, że gdy pszczoły rozproszyły się, żadna nikogo nie ukąsiła i, wkrótce odlatując, znikły z oczu wszystkie razem; nie od rzeczy materia do powinszowań królowi, podnieta nadziei pomyślnego losu. Byłem temu obecny i tylko dla pamięci wypadek ten zapisuję. |
— Wespazjan Kochowski: Roczników Polski klimakter IV obejmujący dzieje Polski pod panowaniem króla Michała, tłum. August Mosbach, red. Jan Nepomucen Bobrowicz, Lipsk: Księgarnia Zagraniczna, 1853, p. 30
|
A zatem rój wcale nie wskazał konkretnego kandydata, tylko po prostu przyleciał na pole, usiadł sobie gdzieś, a potem poleciał dalej. I w ogóle było to już po elekcji Michała na króla, więc pszczoły co najwyżej potwierdziły tylko, że szlachta sama dokonała właściwego wyboru. Taką interpretację tego wydarzenia widać chociażby w anonimowym wierszu przytoczonym przez Kochowskiego:
Rój ten szczęśliwą wróżbą potwierdza nasz wybór, |
— Ibid.
|
Z kolei według hrabiego de Chavagnac, który w imieniu dworu cesarskiego forsował kandydaturę księcia lotaryńskiego, pszczoły nie przyłączyły się do orszaku księcia Michała, ale atakowały wojewodę podolskiego w drodze na pole elekcyjne. Jego relacja jest o tyle ciekawsza, że ukazuje też zakulisowe machlojki i korupcję polityczną na wielką skalę – w których istotną rolę odgrywał późniejszy następca Michała na polskim tronie, Jan Sobieski, oraz jego żona, Maria Kazimiera z domu d'Arquien. Otóż państwo Sobiescy, należący do stronnictwa profrancuskiego, dogadali się z hrabią, że w zamian za zgodę (ich i Francji) na wybór Karola Leopolda, Lotaryngia zawrze z Francją sojusz przeciwko Austrii, Sobieski dostanie ziemie pod Samborem i 100 tys. franków gotówką, Sobieska otrzyma wielki diament, a hrabia w nagrodę zostanie marszałkiem Francji…
Nazajutrz, w wigilię elekcji, cały dzień jeździłem po senatorach; widziałem się ze spowiednikiem M[arszałka] W[ielkiego] K[oronnego, Jana Sobieskiego], który mi powiedział, iż pan jego nie miał czasu przepisać traktatu, lecz że się spuszczał na słowo moje; prawdziwa spóźnienia przyczyna była, że pani S[obieska] zapomniała była umieścić w traktacie brata swego, P. d'Arq[u]ien, a że dzień elekcji przypadał w Boże Ciało, chciała ją odłożyć na dzień jeden, by mieć czas wytargować co dla brata. Wojewoda podolski [Aleksander Stanisław Bełżecki], którego sobie pozyskała, nie znalazł innego sposobu odłożenia tej elekcji, jak mianując Piasta, to jest króla rodaka. Wnosił on sobie, że gdy nigdy Polacy nie pozwolą na króla z Litwy, Litwini zaś na króla z Korony, że to sprawi zamieszanie, przynagli do odłożenia elekcji i da czas żonie S[obieskiego] wymuszenia na mnie żądanych kondycji. W tym zaufaniu w[ojewo]da, wychodząc od niej i przyjechawszy do [szlachty z] województwa swego, powiedział szlachcie, iż po drodze napadały go roje pszczół i prowadziły aż do nich, co nic innego nie znaczyło, tylko to, że trzeba wybrać Piasta za króla, pszczoły te bowiem są z pasieki Piasta. |
— Wyjątek z pamiętników hrabiego de Chavagnac, in: Julian Ursyn Niemcewicz: Zbiór pamiętników historycznych o dawnej Polszcze, red. Jan Nepomucen Bobrowicz, vol. IV, Lipsk: Breitkopf i Haertel, 1839, p. 228–229
|
Plan, jak widać, był sprytny, ale nie wypalił; zdarzył się bodaj największy cud w dziejach Polski – i Polacy natychmiast zgodzili się na jednego wspólnego kandydata, którym był właśnie Michał Wiśniowiecki. Znamienne, że – poza tym niewiarygodnym cudem – w obu tych relacjach nie ma nic nadprzyrodzonego, jeśli chodzi o siły przyrody. Ot, rój pszczół przyleciał i odleciał, a już politycy dorobili do tego takie znaczenie, jakie im pasowało. Kochowski pisze o tym wprost:
Jeżeli bardziej ślepy traf aniżeli cud można było dać za przyczynę nadciągnieniu pszczół wylatujących w piękny dzień wiosenny – wtedy, kiedy pomnożona ich gromada nie może już w ulach się pomieścić, całe więc roje upatrują nowe dla siebie siedliska, albo, wypadłszy tylko z gniazda, zbierają miód na przyległych polach, nie bez zasady przypuszczenie, że jakiś przypadek mógł je zagnać w zakres koła elekcyjnego i że po wypoczynku spokojnie sobie odleciały… |
— Kochowski, op. cit., s. 30
|
Był przecież czerwiec, okres rojenia pszczół, w pobliskiej Woli były pewnie jakieś pasieki, więc na polu elekcyjnym mogło się od rojów roić.
Przy Piastowskim stole
Ciekawe jest skojarzenie pszczół z „pasieką Piasta”, którego rzekomo dokonał wojewoda Bełżecki – niewątpliwie oczekując, że będzie to nawiązanie zrozumiałe dla słuchającej go szlachty. Przecież w naszych czasach legendarny protoplasta rodzimej polskiej dynastii królewskiej jest raczej kojarzony z kołodziejstwem niż z pszczelarstwem. Zobaczmy więc, co o zawodzie Piasta tak naprawdę mówią dawne kroniki.
W najstarszym wariancie podania o Piaście, którą znamy z dzieła wspomnianego już anonimowego Gala, Piast ani nie hodował pszczół, ani nie wyrabiał kół; był tylko zwykłym, prostym oraczem, który nieznajomych gości poczęstował wieprzowiną i piwem, przygotowanymi na postrzyżyny syna. Podanie to ewoluowało w kolejnych wiekach, ale dopiero w XVI-wiecznej kronice Marcina Bielskiego Piast staje się bartnikiem (czyli zbieraczem, który wykrada miód dzikim pszczołom), a do wieprzowiny zamiast piwa podaje gościom miód sycony (czyli pitny).
Był na ten czas w Kruszwicy mieszczanin rzeczony Piast, syn Koszyczków, bartnik (drudzy piszą, iż kołodziej), człowiek dobry, prosty i sprawiedliwy; żonę jego zwano Rzepicha; któremu się na ten czas syn urodził. A tak zabił wieprza i beczkę miodu nasycił na mianowanie syna onego według pogańskiego obyczaju. […] Lud wielki na ten czas był w Kruszwicy i nie mogli dostawać żywności kupić, tak że do tego Piasta chodzili w obyczaj kupowania żywności, ale on darmo dawał każdemu, kto do niego przyszedł, onego wieprzowego mięsa i miodu, co był na mianowanie narządził – tak mu sporo było, iż wszyscy nie mogli przepić onego miodu, ani mięsa przejeść. |
— Marcin Bielski: Kronika polska, Kraków: Jakub Sibeneycher, 1597, p. 44
|
O ile wersja z Piastem kołodziejem ostatecznie przyjęła się lepiej niż z Piastem bartnikiem, to w czasie elekcji 1669 r. nawiązanie do Piastowskiej pasieki nie budziło jeszcze zdziwienia (mimo że pasieka to nie barć, a bartnik to nie pszczelarz). Natomiast do dziś pokutuje dość powszechne przekonanie, że miód pitny był napojem, którym nawet prosty kmieć w pradziejach państwa polskiego mógł się delektować. Źródła historyczne wskazują jednak na co innego: miód zawsze był napojem luksusowym, dostępnym tylko ludziom zamożnym i na ogół zarezerwowanym na specjalne okazje. Na co dzień, jak przy stole Galowskiego Piasta, pragnienie gaszono jednak piwem.
Mała dygresja: co by było gdyby…?
Dwa lata po porażce w wyborach na króla Sarmatów, Wielki Kondeusz poniósł jeszcze dotkliwszą stratę: jego nadworny kuchmistrz, słynny François Vatel, popełnił samobójstwo. Było to trzeciego dnia wielkiej uczty, którą na zamku Chantilly rękami Vatela wystawiał Kondeusz dla Ludwika XIV. Był piątek, a dostawa ryb nie dojechała na czas, co Vatel uznał za plamę na honorze, którą zmyć mógł jedynie rzucając się (trzykrotnie!) na własną szpadę.
Kto wie, może gdyby Kondeusz był został królem, Vatel żyłby dłużej? Może zrobiłby karierę na polskim dworze, a przypisywany mu wynalazek – bita słodka śmietana – byłby do dziś znany jako „krem warszawski”, a nie „crème Chantilly”? Może poznałby osobiście Stanisława Czernieckiego, którego historyk Karol Estreicher nazwał „polskim Vatelem”? Czerniecki, autor najstarszej drukowanej polskiej książki kucharskiej, przez jakiś czas służył u Michała Wiśniowieckiego, zanim przeszedł na dwór książąt Lubomirskich w Nowym Wiśniczu. O ile ciekawszy niż polityczna rywalizacja Kondeusza z Wiśniowieckim byłby kulinarny pojedynek Vatela z Czernieckim!
Historia potoczyła się jednak inaczej. Królem został Michał, ale nie na długo. Należał bowiem do tych z polskich monarchów, którzy lubili dobrze (i odrobinę za dużo!) zjeść i wypić. Kochowski pisał o nim, iż „w jadle był niewstrzemięźliwy, […] pił daleko więcej piwa niż wina, z solą, cukrem i imbirem.”[6] Powiadano nawet, że kiedy dostał w prezencie od miasta Gdańska tysiąc „jabłek chińskich” (czyli pomarańczy), to skosztował jedną, była smaczna, więc potem drugą, po niej trzecią, bo w sumie czemu nie, aż tu nagle okazało się, że sam zeżarł cały tysiąc.[7] Nic więc dziwnego, że król zmarł w wieku zaledwie 33 lat na wrzody układu pokarmowego.[8]
Po jego śmierci Kondeusz jeszcze raz próbował szczęścia w elekcji polskiego króla – i znowuż bez powodzenia. Tym razem dwór Ludwika XIV postawił na wiernego obrońcę interesów francuskich w Polsce i równie wielkiego smakosza – Jana Sobieskiego.
Pszczoła w koronie
Pozostaje jeszcze zagadka owej diamentowej pszczoły, która ponoć zdobiła koronę królów polskich, by przypominać im, "iż wszystkie cnoty można odnaleźć w społeczności pszczół."[9] Sęk w tym, że o tego typu ozdobie nie wspomina żaden ze znawców polskich insygniów królewskich – ani Michał Rożek,[10] ani Jerzy Lileyko.[11] Choć oczywiście pisali tylko o tych koronach, które zachowały się do naszych czasów, albo które wymieniono w inwentarzach skarbca królewskiego. Może któryś z polskich władców nosił koronę prywatną (nie należąca do państwa, a więc nie ujmowaną w inwentarzach) z diamentową pszczołą?
Wzmiankę o owej owadziej ozdobie w koronie polskich królów można znaleźć w cytowanej już Historii pszczelarstwa autorstwa Besslera:
W koronie, która zdobiła głowy polskich królów, znajduje się diamentowa pszczoła. Ma ona przypominać władcom, że wszelkie cnoty można odnaleźć w zdrowej i prężnej społeczności pszczół. | ||
— Bessler, op. cit., s. 218, tłum. własne
Original text:
|
Ale czy mówią o niej jakiekolwiek polskie źródła? Niewiele, ale coś da się znaleźć. Oto fragment artykułu nadesłanego przez anonimowego „pasiecznika z Kresów” do przedwojennego czasopisma Pszczelarz polski. Jest tu mowa zarówno o Piaście kołodzieju-bartniku, jak i o pszczole diamentowej:
Nasi polscy dziejopisarze wspominają o Piaście kołodzieju, jego pasiece i gościnności, a zaś historyk J. Lelewel w książce swej „Pszczoła i bartnictwo polskie” podaje, że w Koronie Polskiej widniała pszczoła diamentowa jako pozostałość po pierwszym królu pszczelarzu i jako symbol narodu polskiego. |
— Pasiecznik z Kresów: Nieco z dziejów bartnictwa w Polsce, in: Pszczelarz polski, sad i pasieka: niezależny ilustrowany miesięcznik, vol. 1, Warszawa: Józef Przyłuski, 1930, p. 45 i n.
|
No to mamy konkretny trop! Lelewel faktycznie napisał dzieło pt. Pszczoły i bartnictwo. Zobaczmy więc, co tam napisał o diamentowej pszczole:
Nic |
— Joachim Lelewel: Pszczoły i bartnictwo, in: Polska: Dzieje i rzeczy jej, vol. IV, Poznań: J.K. Żupański, 1856, p. 517
|
Lelewel skupił się na daninach i karach sądowych opłacanych w miodzie i wosku oraz na historii polskiego prawodawstwa dotyczącego hodowli pszczół. Materii niewątpliwie istotnej, skoro do dzisiaj w ustawie tej rangi co kodeks cywilny mamy osobny artykuł dotyczący pościgu za uciekającym rojem.[12] Ale o pszczelich klejnotach – ani słowa. Dlaczego zatem kresowy pasiecznik, pisząc o diamentowej pszczole powołał się na Lelewela? Wydaje mi się, że po odpowiedź musimy wrócić do dzieła Besslera, który po opisie m.in. elekcji polskiego króla przez pszczoły i pszczelego klejnotu w koronie podaje spis polskiej literatury poświęconej pszczelarstwu. I na pierwszym miejscu w tejże bibliografii jest właśnie dziełko Lelewela! Podejrzewam więc, że pasiecznik z Kresów informację o diamentowej pszczole znalazł u Besslera, a za źródło tej wzmianki uznał pierwszą pozycję z bibliografii. Ale to znaczy, że zatoczyliśmy kółko i nadal nie wiemy, skąd Bessler tę diamentową pszczołę wytrzasnął.
Szukając czegokolwiek o diamentowej pszczole znalazłem coś innego: pszczołę na diamentowej sukience Matki Bożej Częstochowskiej. Zwyczaj ozdabiania najbardziej znanej katolickiej ikony w Polsce tzw. sukienkami, czyli odpowiednio wyciętymi blaszanymi ekranami, obitymi materiałem i obwieszonych klejnotami, trwa już od wieków. Dwie najstarsze, które zachowały się do dziś, to sukienki rubinowa i właśnie diamentowa. Klejnoty przyszywane do sukienek to dary wotywne od wiernych, które przez lata gromadzono w klasztorze paulinów na Jasnej Górze. Wśród wielu motywów religijnych można tam znaleźć też zupełnie świeckie ozdoby, które darczyńcy nosili na sobie, zanim oddali je w prezencie „pannie świętej, co jasnej broni Częstochowy”. Na sukience, zwanej diamentową, oprócz ozdób w kształcie motyli, można też znaleźć jedną pszczołę.
Choć na całej sukience dominują diamenty, to sama pszczoła jest aukrat z innych materiałów. Na ile byłem w stanie stwierdzić na oko, to tułów zrobiony jest z oszlifowanego na kwadrat szmaragdu, a odwłok to perła z wyżłobioną w niej segmentacją. Jest to zapewne zapinka lub sztuczka (coś jak broszka, tylko przyszywana, a nie przypinana) wykonana w Polsce w XVII lub XVIII w.[13] Czy zanim podarowano ją klasztorowi, mogła zdobić królewską koronę? Raczej nie. A jakąś inną część królewskiego stroju? To już prędzej. Wśród wielu ozdób na jasnogórskich sukienkach są i takie, o których wiadomo, że pochodzą z darów królewskich. Może i szmaragdowo-perłową pszczołę podarował któryś z polskich królów bądź królowych?
Gdyby ktoś chciał tej pszczole przyjrzeć się z bliska, to do 4 sierpnia ma niepowtarzalną okazję. Diamentowa sukienka po raz pierwszy opuściła mury klasztoru i można ją podziwiać (ale, niestety, nie fotografować) na wystawie „Rządzić i olśniewać” na zamku warszawskim.
References
- ↑ Relacja Ibrahim ibn Jakuba z podróży do krajów słowiańskich w przekazie al-Bekriego, tłum. Tadeusz Kowalski; in: Monumenta Poloniae Historica, seria II, vol. I, Kraków: 1946, p. 50
- ↑ Anonim tak zwany Gall: Kronika polska, tłum. Roman Grodecki, 1975
- ↑ Nie tylko miód: Wartość ekonomiczna zapylania upraw rolniczych w Polsce w roku 2015, Warszawa: Fundacja Greenpeace Polska, 2016, p. 9–12
- ↑ Hilda M. Ransome: The Sacred Bee in Ancient Times and Folklore, Mineola, New York: Dover Publications, 2004 [1937], p. 174
- ↑ Zygmunt Gloger: Encyklopedia staropolska, vol. I, Warszawa: 1900, p. 121
- ↑ Wespazjan Kochowski: Roczników Polski klimakter IV obejmujący dzieje Polski pod panowaniem króla Michała, tłum. August Mosbach, red. Jan Nepomucen Bobrowicz, Lipsk: Księgarnia Zagraniczna, 1853, p. XIII
- ↑ Narcisse-Achille de Salvandy: Dzieje panowania Michała Wiszniowieckiego Króla Polskiego, Wielkiego X. Litewskiego itd., tłum. X.G., Lwów: Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1849, p. 71
- ↑ Hanna Widacka: Choroba i śmierć króla Michała, in: Silva Rerum, Warszawa: Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
- ↑ Hilda M. Ransome: The Sacred Bee in Ancient Times and Folklore, Mineola, New York: Dover Publications, 2004 [1937], p. 174, tłum. własne
- ↑ Michał Rożek: Polskie koronacje i korony, Kraków: Krajowa Agencja Wydawnicza, 1987
- ↑ Jerzy Lileyko: Regalia polskie, Warszawa: Krajowa Agencja Wydawnicza, 1987
- ↑ Ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny, Dz.U. 1964 nr 16 poz. 93, art. 182
- ↑ Ewa Smulikowska: Ozdoby obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej jako zespół zabytkowy, in: Juliusz Starzyński: Rocznik Historii Sztuki, vol. X, Zakład Narodowy im. Ossolińskich – Wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk, 1974, p. 217
◀️ Previous | 📜 List of posts | Next ▶️ |
⏮️ First | 🎲 Random post | Latest ⏭️ |
Michael Wyscionsky [sic] received the Polish royal crown from the people, becuase during the royal election a swarm ofbees sat on him.
When Prince Michael Korybut Wisniowiecki […] rode to the election field at Wola outisde Warsaw, he was accompanied, as well as by his numerous retinue, by a mighty swarm of bees all the way to the place where the primate of Poland proclaimed him king. It was seen as an auspicious omen, which would subsequently come true.
In the crown which graced the heads of Polish kings there is a diamond bee. It is supposed to remind the rulers that all virtues are to be found in a healthy and energetic* bee state.
There was one more event, which was taken as to foretell a happy* future; during the vote, a swarm of spring bees arrived from the east and settled among the nobles of Łęczyca Palatinate. And they were so gentle that when they dispersed, they bit no one and they soon flew out of sight. It was somehting to congratulate the king for, an excitement to hope for a felicitous fate.
This swarm confirms our verdict by auspicious omen,
Of good fortune foretelling a new golden era;
For when bees industrious around your name cluster,
Your King Michael, o Poland, brings honey aplenty.